Immagini
ContribuisciRecensioni
Contribuisci feedbackDo tej recenzji przymierzam się z różnym skutkiem już od dobrze ponad roku. Stółdzielnia jest miejscem mocno charakternym. Porównałabym ją do podwórkowej, mokotowskiej dziewczyny. Raz strzela fochy, raz jest do rany przyłóż, ale w każdym razie zawsze widać po niej ten nieopisywalny słowami mokotowski sznyt. Generalnie całość podobała się nam obojgu bardziej w zeszłym roku wtedy ogródek (tak go szumnie nazwijmy) był bardziej podwórkowy i jak nic innego napawał nas wspomnieniami z dzieciństwa, kiedy ławki były barykadami, a krzaki na podwórku bazą. Teraz stoliki na zewnątrz zyskały trochę świeższy look, podwórkowe ławki w większości zostały zastąpione bardziej nowoczesnymi krzesełkami. Przestrzeń w stylu werandy, która jest na wysokości piwnicy i nie jest mocno zachęcająca, jest wyposażona (oprócz stolików i miejsc do siedzenia) w koce dla gości i telewizor. Zdarzyło mi się kiedyś oglądać tu mecz w stanie owinięcia właśnie w jeden ze wspomnianych koców było nie najgorzej. W środku lokalu generalnie byłam raz na ~8 wizyt w tym miejscu. Nie jest zachęcająco jest raczej klaustrofobicznie, mimo że stylistyka w jakimś stopniu sili się na śródziemnomorską. Zapach spalenizny jest bardzo trudny do wytrzymania, przez co ciężko tam wysiedzieć. Toalety nieco przerażają, bardziej pasowałyby do najgorszej mordowni niż miejsca, w które można zabrać rodzinę w niedzielę. W ogóle nie jest klimatycznie i, w mojej subiektywnej ocenie, środek w niemal 100% nie ma nic wspólnego z tym, co dzieje się na zewnątrz. Trochę jak dr Jekyll i Mr Hyde. Obsługa, natomiast, zdecydowanie zmieniła się na plus. Wcześniej na wszystko czekało się w nieskończoność. Teraz czeka się nieco krócej, chociaż do perfekcji jest jeszcze daleko. Żeby nie mówić ogólnikami miło byłoby, gdyby kelnerka czy kelner w upalny dzień od razu zapytali, czy podać coś do picia, a nie po 10 minutach naszego ślęczenia nad menu i doniosła to po kolejnych 10. Nu uh. Jedzenie jest w miarę równe. Raz tylko zdarzyło nam się np. dostać przepieczoną przystawkę i przepieczoną pizzę. Naszą ulubioną pozycją jest Mokotosca nie tylko ze względu na nazwę, ale też ze względu na dobór dodatków. Trochę mięsnych, trochę warzyw. W naszym stylu. Trochę przypomina, zresztą, taką domową pizzę z dodatkami pod tytułem co znalazłem w lodówce . A B. i ja lubimy takie. Niekwestionowanym hitem menu Stółdzielni jest pieczywko serowe po prostu pocięte na kawałki, podlane oliwą, posypane ziołami i parmezanem ciasto na pizzę zapieczone z mozzarellą. Niby prościej się nie da, ale smakowo jest bardzo wysoko. Dla B. to absolutne TOP 3 przystawek. Dla mnie to po prostu najlepsze danie tej kuchni. Uważajcie będziemy tu wracać jeszcze nie raz.
Mam mieszane uczucia. Kalmary jadłam kilka razy i są gumowe. Pizza jest fajna i oryginalna (fajne dodatki, inne niż wszędzie). Makarony nierówne raz pyszne, raz mocno przeciętne. Miejscówka ok, ale toaleta samo zło. Na pizzę warto.
Na wstępie w oczy rzuca się miły i spójny wystrój lokalu, który podobnie jak nazwa luźno nawiązuje do czasów PRL. Młoda obsługa stwarza przyjazny klimat, a w czasie oczekiwania na jedzenie jest sporo ciekawych rzeczy do poczytania prosto ze ściany. Zjedliśmy bardzo smaczną pizze we włoskim stylu, która w zupełności wystarczy na dwa średnie apetyty. Jedyny minus, choć może to plus, to ciężka do wypatrzenia lokalizacja.
Bardzo długi czas obsługi, ale za to smaczna pizza z kozim serem.. Przepyszne mule i niezła zupa rybna. Polecam w ciepłe dni przyjemniej siedzieć na zewnątrz niz w środku.